Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

France

Down Icon

Najsłynniejszy Amerykanin azjatyckiego pochodzenia wszech czasów był „dzieckiem kotwicy”

Najsłynniejszy Amerykanin azjatyckiego pochodzenia wszech czasów był „dzieckiem kotwicy”

Przejdź do treści
Książki
Bruce Lee. (minimalna szerokość: 1024px)709px, (minimalna szerokość: 768px)620px, oblicz(100vw - 30px)" szerokość="1560">

Niniejszy fragment jest adaptacją książki „ Water Mirror Echo” Jeffa Changa. Prawa autorskie © 2025 przysługują autorowi, przedruk za zgodą Mariner Books, wydawnictwa HarperCollins Publishers.

„To, że urodziłem się jako Amerykanin i Chińczyk, było przypadkiem” – rozmyślał kiedyś Bruce Lee – „a może stało się tak za sprawą mojego ojca”.

Lee, najsłynniejszy mistrz sztuk walki w historii kina i najsłynniejszy Amerykanin azjatyckiego pochodzenia wszech czasów, urodził się 27 listopada 1940 roku w Chinatown w San Francisco, w szpitalu dla osób o wydzielonym przez segregację rasową. Jego rodzice, Li (w USA również zanglicyzowani jako „Lee”) Hoi Chuen i Grace Ho, przybyli z Hongkongu rok wcześniej, płynąc przez Pacyfik, aby wystawić operę kantońską dla chińsko-amerykańskiej publiczności w całych Stanach Zjednoczonych.

Zostawili troje małych dzieci pod opieką matki Hoi Chuena i wylądowali w kraju, w którym Chińczycy wciąż byli zniewoleni, obcy i niemile widziani. Byli tu na tymczasowych wizach pracowniczych. Ale nawet gdyby wyemigrowali tutaj, chcąc uzyskać obywatelstwo, nie mogliby tego zrobić. Ustawa o wykluczeniu Chińczyków, która z nielicznymi wyjątkami zakazała wszelkiej imigracji Chińczyków, nadal obowiązywała.

Gdyby urodził się dzisiaj, Bruce Lee mógłby zostać nazwany – w kontrowersyjnym języku, którego używamy dziś do opisu imigracji – „dzieckiem kotwicą”. To pejoratywne określenie przywołuje wątpliwą ideę, że wiele rodzin imigrantów spiskuje od pokoleń, aby zapewnić sobie obywatelstwo amerykańskie, wykorzystując do tego celu własne niemowlęta.

Ale historia rodziny Lee ujawnia absurdalność tego pomysłu. Migracja jest zawsze o wiele prostsza i o wiele bardziej złożona.

Slate otrzymuje prowizję od zakupów dokonanych za pośrednictwem linków na tej stronie. Dziękujemy za wsparcie.

W 1939 roku, w wyniku bombardowań Hongkongu, opera upadła, a miejsca pracy zniknęły. Hoi Chuen, urodzony w delcie Rzeki Perłowej, wyrósł z biedy i stał się jednym z największych mistrzów opery kantońskiej, chou sang, czyli komików. Grace Ho, urodzona w szanghajskiej uprzywilejowanej rodzinie, ale wydziedziczona po ucieczce z nim, doświadczyła gwałtownego upadku kolonialnego bogactwa w niepewność.

Razem zaryzykowali podróż po Ameryce, odwiedzając Teatr Mandarin w San Francisco. Obliczyli, że nawet w obliczu szalejącej wojny za granicą, w południowych Chinach, pozostawienie dzieci w celu znalezienia pracy i niezbędnych środków finansowych zwiększy ich szanse na przetrwanie, gdyby wojna dotarła do Hongkongu.

Czy przyjechali z nadzieją na stałe osiedlenie się w USA? To mało prawdopodobne.

Ich pierwsze doświadczenia z wjazdem do kraju przypomniały im o traktowaniu drugiej kategorii, z jakim spotykali się Azjaci w Ameryce. W dokach w San Francisco Lisowie zostali oddzieleni od pasażerów będących obywatelami USA, a następnie przewiezieni promem na stację imigracyjną Angel Island w Zatoce San Francisco, gdzie przez trzy dekady przetrzymywana była większość chińskich migrantów.

Tam Lisowie zostawili bagaże i udali się do budynku administracyjnego, gdzie zostali oddzieleni od białych migrantów, a następnie od siebie nawzajem. W dusznym pomieszczeniu Hoi Chuen i kilkunastu innych Azjatów zostało rozebranych i przebadanych przez lekarzy pod kątem antrykotu. Zaprowadzono ich do zatłoczonego męskiego pomieszczenia, pełnego prycz, w większości już zajętych przez setki innych chińskich migrantów. Wielu z nich czekało na wieści o swoich przypadkach od miesiąca lub dłużej.

Na ścianach koszar wyryto setki wierszy, niczym graffiti w chińskich znakach stłumionej nadziei. Jeden z więźniów o imieniu Chan wyrył w drewnie te słowa:

Ameryka ma władzę, ale nie sprawiedliwość.

W więzieniu byliśmy prześladowani, jakbyśmy byli winni.

Nie mając możliwości wyjaśnienia, było to naprawdę brutalne.

Pochylam głowę w zamyśleniu, nie mogę nic zrobić.

Wiedząc, co ich czeka na tych brzegach, Lisowie starannie przygotowali już dokumenty na przyjazd. Wiza nieimigracyjna Hoi Chuena jako cel jego wizyty widniała „wyłącznie praca teatralna”. Dokumenty Grace opisywały ją jako „aktorkę (garderobianą)”.

Pracownicy Teatru Mandarin otrzymali zgodę Departamentu Pracy na ich przyjęcie. Służba Imigracyjna i Naturalizacyjna zażądała jednak od nich kaucji w wysokości 1000 dolarów od osoby (ponad 22 000 dolarów w dzisiejszych pieniądzach), która miała gwarantować, że „ukończyli 16 lat”, „posiadają odpowiednie wizy” i „nie są chorzy na choroby zakaźne” oraz nie staną się „opłatami publicznymi” – biurokratycznym określeniem „odbiorców funduszy lub usług rządowych”.

Po uzyskaniu zgody, Lisowie zostali przewiezieni z powrotem do San Francisco, śledzeni przez urzędnika imigracyjnego. Na molo powitał ich przedstawiciel teatru, który przygotował kolejne dokumenty dla kolejnego urzędnika. Po uzyskaniu zgody udali się bezpośrednio do Chinatown, aby zamieszkać w kwaterze Mandaryna w ślepej uliczce przy Trenton Street 18, przecznicę od Szpitala Chińskiego.

Tego dnia Hoi Chuen powiedział później swoim dzieciom, że zrozumiał, jak bardzo Chińczycy nie mają wolności w Ameryce.

Wykluczenie Chińczyków doprowadziło do powstania nowego języka – trzeba było wymyślić słowa dla nowych funkcji, takich jak „deportacja” – oraz nowego systemu dokumentów. Wszyscy Amerykanie chińskiego pochodzenia musieli posiadać „świadectwa pobytu” i „świadectwa tożsamości”, które potwierdzały ich status legalnych imigrantów. Były one wydawane dopiero po zaprzysiężeniu wnioskodawcy przez co najmniej jednego białego świadka. Każdy, kto nie posiadał tych dokumentów, stawał się, jak ujęła to historyczka Erika Lee, „pierwszymi nieudokumentowanymi imigrantami w Ameryce”. Kiedy migranci zaczęli przekraczać granice Kanady i Meksyku, Kongres utworzył prekursora dzisiejszych patroli Straży Granicznej i ICE, gangów białych funkcjonariuszy, którzy nazywali siebie „łapaczami Chińczyków”.

Podczas gdy jego żona przebywała w San Francisco, Hoi Chuen wyruszył w trasę po Stanach Zjednoczonych. Jednak kraj ten miał zobaczyć jedynie przez Chinatowns – dzielnice, w których segregacja rasowa była egzekwowana przez prawa, umowy mieszkaniowe i zwyczaje. Podróż przez cały kraj do Nowego Jorku była szczególnie napięta i wyczerpująca. „Nie wolno im było w ogóle wysiąść z pociągu” – powiedział Robert Lee, najmłodszy syn Hoi Chuena i Grace. „Mogli wysiąść tylko wtedy, gdy dotarli na stację w Nowym Jorku”. W każdym mieście, w którym odbywali trasę, urzędnicy imigracyjni śledzili ich, dopóki nie wrócili do pociągu.

Trudno uwierzyć, że Hoi Chuen i Grace chcieliby poddać którekolwiek ze swoich dzieci takiemu traktowaniu.

Ponieważ Bruce urodził się w San Francisco i choć w jego dokumentach nie ma nic, co sugerowałoby, czy stało się to przez „przypadek”, czy „zamiar”, był obywatelem USA. Jego urodzenie na zawsze związało go ze szlachetną historią stojącą za ideą obywatelstwa z urodzenia.

Przemawiając w 1867 roku, tuż po wojnie secesyjnej, gdy Stany Zjednoczone zmagały się z kształtowaniem swojej przyszłości, czarnoskóry abolicjonista Frederick Douglass powiedział o Chińczykach: „Przekroczą góry, przekroczą równiny, spłyną naszymi rzekami, wnikną w serce kraju i na zawsze zamieszkają u nas”. Douglass i ruch na rzecz wolności Afroamerykanów naciskali na przyznanie obywatelstwa wszystkim urodzonym na ich ziemi, ideę zwaną „obywatelstwem z urodzenia”. Powiedział: „Chcę tu domu nie tylko dla Murzyna, Mulata i Latynosów, ale chcę, aby Azjata znalazł tu dom w Stanach Zjednoczonych i czuł się tu jak u siebie, zarówno dla siebie, jak i dla nas. Nikt nie naprawia krzywd”.

Ekspansywna wizja Douglassa dla Ameryki nie przyniosła wówczas sukcesu. W latach 1890–1919, podczas gdy 16 milionów ludzi imigrowało z Europy, z Azji Południowej i Wschodniej przyjęto zaledwie 315 000 osób.

Jednak prawo do obywatelstwa z urodzenia zostało przypieczętowane 14. poprawką do Konstytucji z 1868 roku. Dla zwolenników wykluczenia, którzy chcieli zachować naród białych osadników, Azjaci urodzeni w Stanach Zjednoczonych – „Chińczycy urodzeni w Ameryce”, pierwsze „drugie pokolenie” Amerykanów azjatyckiego pochodzenia – stanowili nowy, dokuczliwy problem.

Kiedy Wong Kim Ark, kucharz urodzony pokolenie później w San Francisco, wrócił z podróży do Chin, odmówiono mu ponownego wjazdu do kraju z powodu ustawy o wykluczeniu, która pozbawiła go obywatelstwa. Wong walczył jednak aż do Sądu Najwyższego i wygrał w 1898 roku. Sąd potwierdził, że 14. poprawka przyznaje obywatelstwo wszystkim urodzonym na terytorium USA, niezależnie od narodowości rodziców.

Wong przeprowadził się do Teksasu, aby zacząć wszystko od nowa. Został tam jednak uwięziony na cztery miesiące przez urzędników imigracyjnych, którzy nie chcieli uwierzyć, że jest obywatelem. Nadal odwiedzał Chiny, ale przy każdym powrocie wymagano od niego wypełnienia formularza zatytułowanego „Wniosek domniemanego obywatela USA o reemigrację do Stanów Zjednoczonych” i poddawano go, jak to określiła historyczka Erika Lee, „szale upokarzających przesłuchań”. Kiedy jego synowie złożyli wniosek o wjazd do kraju, zostali zatrzymani na Wyspie Aniołów. Dwóm z nich odmówiono, ponieważ urzędnicy nie chcieli uwierzyć, że jego dzieci są jego własnymi. Jeden wygrał apelację. Drugi sam poddał się deportacji. Wciąż trzymając swój dowód tożsamości, Wong Kim Ark zarezerwował ostatni rejs statkiem do Toisan. Podobnie jak jego syn, zrezygnował z Ameryki. Używając dzisiejszego nieludzkiego języka, „samodeportował się”.

W 1941 roku, po zakończeniu pracy Hoi Chuena, rodzina Lisów przygotowywała się do powrotu do Hongkongu i złożyła dokumenty potwierdzające obywatelstwo amerykańskie Bruce'a. Hoi Chuen i Grace współpracowali z personelem Teatru Mandarin, aby zatrudnić kancelarię imigracyjną – o nazwie White & White – która pomogła im wypełnić formularz 430, wniosek o certyfikat powrotu obywatela, w imieniu ich syna, którego wpisali jako „Lee Jun Fon (Bruce Lee)”.

Niemowlę Bruce pojawia się na zdjęciu dołączonym do wniosku, datowanym na 31 marca 1941 roku, przedstawiającym niemowlę i matkę. Ma na sobie sweterek. Jego brwi są uniesione, policzki napuchnięte, usta ściągnięte, jakby wciągał powietrze z oczekiwaniem, czujny i gotowy na wszystko.

Podczas przesłuchań „domniemany ojciec” i „domniemana matka”, jak ich nazywano, zostali poproszeni o potwierdzenie swojego wieku, miejsca urodzenia, adresu w San Francisco, daty ślubu, imion synów, żyjących i zmarłych, oraz córek. Hoi Chuen został zapytany: „Czy Lee Jun Fon ma jakieś inne imię?”. Zażartował: „Lekarz nadał mu amerykańskie imię, ale nie potrafię go wymówić”. Grace została zapytana: „Czy zamierzasz pozwolić Lee Jun Fonowi pozostać z tobą, dopóki nie dorośnie?”. Powiedziała: „Kiedy będzie mógł pójść do szkoły, zamierzam kazać mu wrócić tutaj i czekać na zajęcia”. Oboje zostali poinformowani: „Jeśli Lee Jun Fon pozostanie za granicą dłużej niż sześć miesięcy, może być zobowiązany do przedstawienia niezbitego dowodu, że sam nie wyemigrował, jeśli zechce ponownie wjechać do Stanów Zjednoczonych”. Czy zrozumieli? Każdy z nich odpowiedział za pośrednictwem tłumacza – tak. W części formularza 430, w której pytano o powód wyjazdu Bruce'a, prawnicy wpisali: tymczasowy pobyt za granicą .

Bruce wrócił do Stanów Zjednoczonych 18 lat później. Zmuszony do życia w segregowanych społecznościach, odnalazł wspólny język z Afroamerykanami, Japończykami, Filipińczykami, Latynosami, biednymi białymi i innymi wyrzutkami, którzy nauczyli go, co tak naprawdę znaczy być mniejszością rasową, prawdziwym outsiderem.

Po objęciu urzędu w tym roku, jednym z pierwszych dekretów wykonawczych prezydenta Trumpa było cofnięcie obywatelstwa z urodzenia każdemu dziecku, którego rodzice posiadają wizy tymczasowe lub nie są legalnymi stałymi rezydentami. Zamiarem Trumpa jest obalenie ponad stuletniego utrwalonego prawa. Gdyby dekret – który został wstrzymany do czasu wydania przez Sąd Najwyższy orzeczenia w sprawie jego wątpliwej zgodności z konstytucją – obowiązywał w momencie narodzin Bruce'a, z pewnością zostałby on deportowany. Jego los nie różniłby się od losu Viveka Ramaswamy'ego, Kamali Harris czy Nikki Haley – wszystkich obywateli amerykańskich urodzonych w Stanach Zjednoczonych z rodziców imigrantów.

Choć sondaże konsekwentnie pokazują, że większość Amerykanów uważa, że ​​uchodźcy i migranci zasługują na szansę przynależności i rozwoju w tym kraju, osiem miesięcy po objęciu urzędu przez Trumpa polityka migracyjna wykroczyła daleko poza ramy reakcyjne. Dzisiejsza Ameryka – w której powróciły antyobce prawa dotyczące ziemi, w której historia społeczności niebiałych jest wymazywana z programów nauczania, w której migranci są bez powodu łapani, przetrzymywani i deportowani, niezależnie od prawdopodobnej przyczyny – jest nie do poznania dla wielu, nawet dla wyborców Trumpa, którzy nazywali ten kraj swoim domem. W tym świetle niewielką – choć realną i konieczną – pociechą może być wspomnienie, że wielu z naszych najwspanialszych Amerykanów, takich jak Bruce Lee, stało się takimi pomimo ideologii i praw, które były przeciwko nim skierowane.

Ciesz się najlepszymi filmami, programami telewizyjnymi, książkami, muzyką i nie tylko.
Slate

Slate

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow